Siena
(zdjęcia do eseju)
Tre Donzelle
Tre Donzelle, fot. JMR
„Z okien mego pokoju w hoteliku „Pod Trzema Dziewuszkami”* widok na Sienę ogranicza się do ciemnych oficyn, kota na parapecie i świeżo wywieszonej galerii bielizny”.
*W rzeczywistości jest tylko jedna, która sprząta pokoje, ściele łóżka, a wieczorem przegląda podarte prześcieradła i głosem cienkim jak igła haftuje smutne piosenki.
Ulice
Siena, fot. JMR
„Uliczka, którą idę, jest wąska, bystro spada, potem raptownie pnie się w górę. Kamienny przeskok, chwila równowagi i znów ostry spadek. Łażę przeszło pół godziny i jeszcze nie natrafiłem na żaden zabytek.
Siena jest miastem trudnym. Słusznie porównywano ją do tworów przyrody – meduzy albo gwiazdy. Plan ulic nie ma nic wspólnego z „nowoczesną” monotonią i tyranią kąta prostego”.
Plac ratuszowy
Il Campo, fot. JMR
„Plac ratuszowy (jeśli tak można postponować siedzibę rządu), zwany Il Campo, ma kształt organiczny – przypomina wklęsłą stronę muszli. Jest to na pewno jeden z najpiękniejszych placów na świecie, niepodobny do żadnego innego i dlatego trudny do opisania. Otaczają go półkolem pałace i domy, a czerwień starych cegieł ma kolor zbladłej purpury”.
Ratusz
Siena, Ratusz, fot. JMR
„Ratusz składa się z trzech doskonale zharmonizowanych brył, przy czym część środkowa jest o piętro wyższa. Jest surowy i sprawiałby wrażenie twierdzy, gdyby nie bardzo muzyczny rytm gotyckich okien z dwiema białymi kolumienkami”.
„Wieża jest wysoka, biała na szczycie jak kwiat, tak że wokół niej niebo nabiega błękitną krwią”.
„Kiedy słońce jest za ratuszem na Piazza deI Mercato, po Il Campo przesuwa się ogromny cień jak wskazówka zegara. Wieżę nazywa się poufale Mangia, od imienia średniowiecznego dzwonnika, którego potem zastąpił dzwonnik mechaniczny. Z jej szczytu można patrzeć na miasto okiem jaskółki i historyka”.
Wilczyca
„W czasach arystokratycznych możne rody szukały koligacji z mistycznymi bohaterami, potem gust ten przejęły demokratyczne miasta, wymyślając sobie znakomitych założycieli. Bujna wyobraźnia kazała sieneńczykom wywodzić się od Seniusza, jednego z synów Remusa, który miał się tu schronić przed gniewem swego stryja, założyciela Rzymu. Tej legendzie zawdzięcza Siena symbol – wilczycę. Sztandar miejski, bolzana, jest czarno-biały, przy czym te kolory heraldyczne utrafiły w samo sedno wybuchowego temperamentu sieneńczyków i ich pełnego sprzeczności charakteru”.
Maestá Simone Martini
„Pora wrócić do Palazzo Pubblico, tym razem, aby spenetrować jego wnętrze. Na pierwszym piętrze dwie ogromne sale: Sala deI Mappamondo oraz Sala Pokoju albo Dziewięciu. Ściany ich wypełniają najpiękniejsze sieneńskie freski. Autorem tych, które znajdują się w sali deI Mappamondo, jest Simone Martini. Na lewo od wejścia „Maestá”, pierwsze znane nam dzieło Martiniego, który w rodzinnym mieście musiał zrobić błyskotliwą karierę artystyczną, skoro powierzono mu tak odpowiedzialne zadanie, gdy miał zaledwie trzydzieści lat. Dzieło nosi datę: czerwiec 1315 roku. W siedem lat później Martini i jego uczniowie przemalowali „Maestę”.
„Fresk, mimo licznych uszkodzeń, robi ogromne wrażenie. Powstał zaledwie pięć lat po „Wielkiej Mieście” Duccia, ale jest zupełnie odmienny w stylu. Początek Trecenta to istotnie przylądek epok i stylów. W dziele Martiniego uderza swoboda, z jaką potraktowany został temat, liryczna miękkość gestów. Maria siedzi na gotyckim tronie. Architektura tego tronu jest ażurowa i w niczym nie przypomina potężnych jak żelbetonowe gmachy tronów Duccia czy wczesnego Giotta (choćby tych, które znajdują się w Uffizi). Dwie święte, stojące blisko Marii, mają złożone na piersiach ręce. Postacie aniołów niczym nie przypominają kolorowych posągów; jak wiatr drzewami porusza nimi łagodna linia; te, które klęczą u stóp Marii, ofiarowują jej nie zimne symbole, ale kwiaty, a ona przyjmuje je jak kasztelanka hołdy trubadurów. Nad głowami rozwija się lekki jak pasmo jedwabiu baldachim. Złoto i błękit wyleniały na skutek wilgoci, ale tonacja tego koncertu jest czysta jak dochodzący z daleka dźwięk klawesynu”.
Guidoriccio da Fogliano
„Na przeciwległej ścianie znakomity portret konny przedstawiający kondotiera Guidoriccio da Fogliano. […] Przez nagą, płową ziemię jedzie na koniu mężczyzna w sile wieku, krępy, o pospolitej twarzy i zaciśniętych energicznie rękach. Na zbroję naciągnięty ma surdut ciemnobeżowy z motywem brązowych trójkątów. Taki sam czaprak okrywa masywnego konia. Jeździec i zwierzę tworzą jedno ciało i, choć jadą stępa, wieje od nich niepospolita siła i energia. Nawet gdyby kroniki milczały o okrucieństwach kondotierów, ten portret byłby wiarygodnym dokumentem.
Pejzaż jest suchy jak klepisko. Żadnego drzewa, żadnej trawki, tylko nagie patyki zasieków i wątłe kwiaty znaków wojennych. Po lewej i prawej stronie fresku, na szczytach dwu wzgórz, chuda architektura zamków. Ten na lewo to Monte Massi, którego kasztelan zbuntował się przeciwko Sienie. Nie ma wątpliwości, Guidoriccio zgruchocze te mury i rozkruszy wieże”.
Alegoria Dobrych i Złych Rządów
„W Sali Pokoju znajduje się malowana między 1336 a 1339 rokiem „Alegoria Dobrych i Złych Rządów” Ambrogia Lorenzetti, największy (przestrzennie) fresk średniowieczny poświęcony sprawom świeckim. Ambrogio (miał brata imieniem Pietro, także świetnego malarza; obaj zmarli na czarną zarazę) był trzecim po Ducciu i Martinim wielkim sieneńskim malarzem Trecenta. Wiem, że trzeba się tym freskiem zachwycać, ale oświetlenie jest złe, kolory zblakły, zwłaszcza „Złe Rządy” są prawie nieczytelne”.
„Bohaterem fresku nie jest człowiek, nie miasto nawet, ale cywilizacja; malarska summa i epos zarazem. Nic więc dziwnego, że dzieło stało się łupem naukowych mrówek. W powodzi przyczynków historycznych, filozoficznych, ikonograficznych giną jego estetyczne walory”.
„Fresk pełen jest kapitalnych szczegółów: ukośny łupkowy daszek, otwarte okno, przepołowione cieniem. W oknie klatka ze szczygłem i głową ciekawej służącej. Kolory czyste i jasno zdefiniowane, od piaskowego ugru, przez gorący karmin, brązy, do ciepłej czerni głębokich wnętrz”.
„Masywny pejzaż miejski, dzięki swojej jasności aż fantasmagoryczny, przechodzi w krajobraz wiejski, po raz pierwszy malowany tak szeroko i z taką czułą troską o drobiazgi. A przy tym Lorenzetti buduje przestrzeń w sposób zupełnie nowy. Nie jest to ani złote, abstrakcyjne powietrze Duccia, ani perspektywa racjonalna Giotta”.
„Lorenzetti, jak słusznie zauważył jeden z estetów, wprowadza perspektywę kartograficzną. Obserwator nie stoi nieruchomo w jednym punkcie, widzi dalsze plany z jednakową jasnością i dokładnością, ogarnia szerokim spojrzeniem orla ciepłą, falującą materię ziemi”.
Luna plena
„Nad piazza deI Campo – luna plena. Kształty tężeją. Między niebem a ziemią napięta struna. Taka chwila daje dojmujące uczucie zastygłej wieczności. Umilkną głosy. Powietrze zamieni się w szkło. Zostaniemy tak wszyscy utrwaleni: ja podnoszący szklankę wina do ust, dziewczyna w oknie poprawiająca włosy, staruszek sprzedający pod latarnią pocztówki, a także plac z ratuszem i Siena. Ziemia będzie krążyć ze mną, nieważnym eksponatem kosmicznego muzeum figur woskowych, którego nikt nie ogląda”.
Duccio, Zdrada Judasza
„Amerykański uczony [Berenson] słusznie podkreśla dar dramatycznej kompozycji sieneńczyka. Zdrada Judasza: „Na pierwszym planie w środku obrazu nieruchoma postać Chrystusa. Oplata go ramionami chudy i zwinny Judasz… żołnierze otaczają ich zwartym kręgiem. W tym czasie, na lewo, gwałtownik święty Piotr naciera na jednego ze strażników… reszta uczniów pierzcha w rozsypce”. Dodajmy, że nad głowami uciekających Apostołów otwiera się rozpadlina skalna jak czarna błyskawica. Duccio zmusza do wzruszenia nawet kamienie. Obraz składa się z dwu wielkich mas o określonym sensie kompozycyjnym i dramatycznym. Niemożliwe, by ktokolwiek nie rozumiał toczącej się akcji”.
Duccio, Mycie nóg
„Mój ulubiony obraz to „Mycie nóg”. Jest znakomity jako przykład trafnego operowania grupą. Młodzi reżyserzy powinni terminować u Duccia, a i starym też by się to przydało. Obrazy wielkiego sieneńczyka można grać; a już zupełnie niezrozumiałe jest, jak mały użytek robi się w szkołach aktorskich z analizy gestu, nic dziwnego, że potem na scenie spotyka się książąt grających jak straganiarze.
W „Myciu nóg” Duccio prowadzi akcję jak tragik grecki, operując tylko dwoma aktorami, za to w tyle jest chór, który komentuje wydarzenia. Połowa Apostołów patrzy z uwielbieniem na Chrystusa, połowa z dezaprobatą, nie bardzo widać podoba im się ten akt pokory Mistrza. Szczegółem, który wywołuje we mnie niesłabnący zachwyt, są trzy czarne sandały: dwa leżą tuż koło szaflika z wodą, jeden wyżej, na stopniu, na którym siedzą Apostołowie. Odbijają mocno od różowego tła podłogi, a powiedzenie „leżą” nie oddaje istoty rzeczy. Są chyba najbardziej ożywione z całej sceny, ich układ po przekątnej i rozłożone na boki rzemyki wyrażają szczurzy popłoch. Niepokój sandałów kontrastuje z bladą martwotą zwiniętej zasłony, która wisi nad głowami Apostołów jak złowieszczy całun”.
Duccio, Maestá
Katedra
Siena, Katedra, fot. JMR
„Katedra stoi na najwyżej położonym placu. Jest jak wzniesiony w górę biało-czarny herb miasta i jak śpiew, który wzlatuje i spada kaskadą rzeźb, lazurowych łuków i złotych gwiazd. Po lewej stronie piękna wieża – oparta o powietrze włócznia anioła”.
Siena, Wieża katedry, fot. JMR
„Nie należy ulegać terrorowi przewodników, lecz spojrzeć na tę jedną z najpiękniejszych budowli na świecie odrobinę krytycznie. Po oszołomieniu i pierwszym zachwycie oczywiście. Tej przyjemności nie należy sobie nigdy odmawiać, zresztą twórcy fasady, a wśród nich Giovanni Pisano, zrobili wszystko, aby utrzymać nas w stanie estetycznej febry”.
Siena, Katedra – rozeta, fot. JMR
„Wielu historyków sztuki twierdzi, że katedra sieneńska jest najlepszą budowlą gotycką Italii. Ale Francuzi, z przekąsem i źle ukrywanym zgorszeniem, mówią, że ich styl – gotyk – jest na Półwyspie Apenińskim właściwie romańszczyzną, w której zastosowano sklepienie krzyżowo-żebrowe. Trzy portale wieńczą pełne łuki, a tympanony bez rzeźb są w istocie romańskie. Walka między kołem a trójkątem jest nie rozstrzygnięta i ogromna rozeta, „o, omega, ócz jego promień fioletowy”, w gęstwinie szczegółów dekoracyjnych brzmi jak potężny głos gongu na tle piszczałek, fletów i dzwonków”.
Widok katedry z pozostałości po murach z nieukończonej rozbudowy, fot. JMR
„Mnisi cysterscy, apostołowie surowej odmiany gotyku, z sąsiedniego San Galgano (wiadomo, że jeden z nich kierował budową katedry w roku 1257, a więc w jedenaście lat po jej zaczęciu), wpłynęli raczej na plan niż na wystrój dzieła. Rację ma Pierre du Colombier, gdy proponuje przyłożyć rękę do oczu i przełamać Il Duomo na dwie połowy, wzdłuż gzymsu biegnącego nad tympanonami. Istotnie, obie części, górna i dolna, nie bardzo harmonizują ze sobą. To tak jakby na spokojną romańską podstawę nałożono skomplikowaną i zagmatwaną część, gwałtem łącząc architekturę z relikwiarzem”.
Nie skończona część katedry
Ściana nie ukończonego nowego prezbiterium, fot. JMR
„Plac po lewej stronie katedry nazwano imieniem Jacopo della Quercia. Jest to właściwie nie skończona część katedry, której stropem jest niebo. Budowę tej części zaczęto w 1339 roku, bo potężna katedra wydawała się nie dość wielka i wspaniała, więc chciano, aby w powiększonej budowli „nasz Pan Jezus Chrystus i Jego Najświętsza Matka, i dwór niebieski byli czczeni i błogosławieni, a także, aby samorząd miejski był wiecznie podziwiany”. Piękny obraz mistycyzmu, ożenionego z ambicją rajców”.
Placyk – pozostałość po niezbudowanym prezbiterium, fot. JMR
„Gigantyczny plan nie został wykonany, przeszkodziła temu czarna zaraza, a także błędy konstrukcji. Mury, cienkie jak listki platyny, budował złotnik Lando di Pietro z właściwą swemu zawodowi lekkością, tak że poważnie zarysowały się i groziły zawaleniem. Zaproszono (o hańbo!) ekspertów z wrogiej Florencji (katedra sieneńska była pomyślana jako polemika z florenckim Duomo). Jeden z raportów rzeczoznawców zawiera wyrok bezwzględny: rysujące się mury należy zburzyć. Ale sieneńczycy nie uczynili tego. Nie ze względu na zamiłowanie do ruin. Trudno także przypuszczać, aby przez siedem wieków łudzono się, że roboty będzie można zacząć na nowo. Po prostu trudno rozstać się z marzeniem”.
Placyk – pozostałość po niezbudowanym prezbiterium – widok na wieżę, fot. JMR
Pałac Tolomei
„W gęstym cieniu wąskich uliczek via Banchi di Sopra, via di Citta, wśród domów o kolorze przydymionej cegły co krok spotyka się pałace. Słowo to, kojarzące się zwykle z gipsowymi girlandami, kolumienkami i kamiennymi bąbelkami, mało ma wspólnego z sieneńską architekturą cywilną. Domy seniorów, surowe i bez ozdób, robią wrażenie fortec w środku miasta i bez żadnych komentarzy historycznych pozwalają się domyślić, czym była społeczna pozycja potężnych rodzin – Salimbeni, Piccolomini, Saracini. „Taki budynek był nie tylko arcydziełem, ale także siedzibą i schronieniem stronników, i nawet dzisiaj, w powodzi obojętnych i bezimiennych tłumów, wznosi się ten niezwyciężony pałac, pełen pogardy i arystokratycznej dumy, tak że wokół niego nie zauważa się nic i naprawdę nic nie ma. Mowa o najstarszym, zbudowanym na początku XII wieku pałacu Tolomei, którego kamienny surowy sześcian od siedmiu wieków emanuje niezmąconą powagą i siłą”.
W Pinacotece
„Duccio reprezentowany jest przez „Madonnę ojców franciszkanów”, malowaną pod koniec XIII wieku, a więc przed „Wielką Maestą”. Jest to przykład szczęśliwej symbiozy malarstwa bizantyńskiego z gotykiem. Kompozycyjnie Madonna jest dość swobodnie traktowana, jej prawa ręka leży miękko na kolanach. Tron jest wygodnym krzesłem, a nie masywną i wymyślną budowlą. Anioły są lekkie, jakby modelowane białymi palcami miniaturzysty. Do stóp Marii przylgnęło trzech brązowych i suchych jak świerszcze zakonników. Mądry Duccio nie złamał sztuki greckiej, jak Giotto, ale nagiął ją do swoich czasów jak gałąź”.